Archiwum październik 2002


paź 29 2002 Głos Edyty
Komentarze: 3

    Przypomniał mi się kobiecy głos, głos pełen czaru i zmysłowości, głos, który prawie zatarł się w mojej pamięci, głos wprowadzający mnie w drżenie, głos wywołujący ekscytację, głos prowokujący mnie do spontanicznych zachowań, głos zachęcający do kontaktu, głos przybliżający do natury, głos powodujący ślinotok, lepki głos, głos Edyty, głos mojej Edyty, głos mojej przedszkolanki Edyty szepczący mi do ucha: "jesteś takim małym chłopcem, a robisz takie wielkie kupy".
    Przedszkolanka Edyta wprowadziła mnie w świat fascynacji ludzkimi odchodami, zauważyła mnie bardzo wcześnie, szybko zdała sobie sprawę z mojej odmienności, gdy tak różnie od innych dzieci reagowałem na własne fekalia. Uświadomiła mi moje skłonności, dłonią dojrzałej kobiety poprowadziła mnie za rękę przez wszystkie toalety miejskiego przedszkola, w których dawała upust moim ciągotom, pozwalała na dotykanie swojego odbytu, wynajdowała zatkane muszle, w których kanalizowało się moje pragnienie, moje pożądanie.
    Pamiętam jej zapach, jej uśmiech, jej ciche pojękiwania, jej wilgotne majtki, do których przykładałem rękę, by mogła wypełnić ją swoim ciepłem, wypełnić sobą. Uwielbiałem, gdy przedszkolanka Edyta rosła mi w dłoni, a gdy się w niej nie mieściła, skapywała na moje stopy, na podłogę, dawała mi radość posiadania siebie, dawała mi się smakować, tuliłem się do jej mokrych ud, targały mną dreszcze, zalewałem się łzami to znów radosnym śmiechem, mówiłem do niej "mamo", mówiłem do niej "tato", mówiłem do niej "Panie Boże".
    Przesiadywaliśmy w toaletach, umazani, dotykający się wzajemnie, smarujący się, bez reszty pochłonięci igraszkami. Koniec leżakowania zbliżał się nieubłaganie, przedszkolanka Edyta musiała niedługo wrócić do swoich obowiązków, siedziałem na jej kolanach, czułem pozorną pustkę w środku, niby wyjałowienie, ale byłem tak bardzo szczęśliwy, spełniony, zamierałem w bezruchu, popadałem w błogostan ukojenia, przedszkolanka Edyta głaskała mnie po głowie, po plecach, wcierała we mnie resztki wydzielin, rozgrzewała mnie swoim kałem, okazywała mi ciepło, jakiego nigdy nie zaznałem od swojej biednej matki. Nigdy później na żadnych kolanach nie czułem się już tak szczęśliwy jak wtedy, gdy siedziałem na jej mokrych kolanach i rozmazywałem po brzuchu resztki ekskrementów, a przedszkolanka Edyta szeptała mi do ucha: "jesteś takim małym chłopcem, a robisz takie wielkie kupy".

Genialny

genialny : :
paź 23 2002 ???
Komentarze: 4

    Gdzie tak, człowieku, popierdalasz ?

Genialny

genialny : :
paź 19 2002 Zasrana jesień
Komentarze: 4

    Gołębie chodzą po moim parapecie i srają bez opamiętania. Inni ludzie wybierają się na romantyczne spacery, zbierają kasztany, wymieniają uściski i płyny fizjologiczne w parku, ja w tym czasie nurzam się w gnoju. Żal ściska mi trzewia, gdy sobie o tym pomyślę. Chciałbym poczuć romantyczny klimat jesieni, a czuję tylko ptasie odchody. Gołębie lgną do mojego parapetu jak trupojady do ścierwa. Jesień upływa mi pod znakiem przepędzania gołębi, zdrapywania ich zaschniętych ekskrementów, ciągłego uważania, by nie umazać się w gównie. I nawet nie ogarnie mnie jesienna deprecha, tak znamienna dla bez mózgowych nastolatków, choć nie będąca jedynie ich udziałem. Nic, tylko wszędzie ptasi gnój. Nie mogę spokojnie wychylić się przez okno, zapalić papierosa, tylko ciągle zmuszony jestem baczyć, by nie upierdolić sobie łokci w kale. Taka jest moja jesień. Zasrana, niegodna mnie jesień, gruchająca jesień, srająca jesień, jesień udowadniająca mi bolesną prawdę, że najmilsze i najgorsze chwile w moim życiu zawsze przeplatane są gównem.

Genialny

genialny : :
paź 13 2002 Misyjny odbyt
Komentarze: 2

    Od pewnego czasu doświadczam bolesnych skurczy w jelitach, i wiem, że dzieje się ze mną coś dziwnego, co nie wyczerpuje znamion obstrukcji ani nie będzie kałową treścią nieuformowaną. Nawiedza mnie przeświadczenie o misyjnej wyjątkowości mojego odbytu, w którym dokona się cudowna przemiana gówna w wino. Doznaję mistycznych wizji, w których pełen pokory i poświęcenia zmuszony będę poić odbytem zagubione owieczki... choć gdyby to ode mnie zależało, nie ukrywam, nie poiłbym, poprowadziłbym wszystkie na rzeź. Wypełnię jednak powierzoną mi rolę zgodnie z boską wolą, do której wybrany zostałem jako najgodniejszy z godnych ku odpychającej uciesze braci i sióstr alkoholowej doli, którzy spijać będą ze mnie niczym z kielicha Ostatniej Wieczerzy, niczym ze świętego Graala. Boże, dopomóż mi w tych trudnych chwilach, bym mógł znieść to z podniesionym czołem.

Genialny

genialny : :
paź 12 2002 Retro-masturbacja
Komentarze: 4

    W przypływie nostalgii za minioną młodością, postanowiłem zdobyć się na desperacką próbę masturbacji nad zlewem kuchennym. Ręka mi drży jeszcze przy pisaniu tych słów, dlatego nie będę czytelnika wtajemniczał w szczegóły, które są dla mnie zbyt intymne, i które mogłyby przyprawić mnie o purpurowe lico. Nadmienię tylko, że ejakulacja przebiegła w sposób satysfakcjonujący, a smak nasienia miał znamienny dla mnie, słodko-gorzki bukiet.
    Usiłuję przyoblec słowa w młodzieńczą myśl, by wszystko nabrało romantycznego wdzięku, jednak na usta pcha mi się prymitywne w swojej prostocie stwierdzenie, że biło mi się konia jak za starych czasów, kiedy potrafiłem niepostrzeżenie ejakulować pod stołem grając z własnym dziadkiem w szachy.
    Co może powiedzieć człowiek, który zbliża się do wieku, gdy energiczne bicie słabizny upływa pod groźbą ataku apoplektycznego. Co może powiedzieć mężczyzna, dla którego kobieta, odarta przez te lata ze wszystkich złudzeń, spełnia już tylko rolę zlewu na spermę. Wypełnia mnie nostalgia za młodością, za kolegami, na których twarzach wypisana była masturbacja, za wiecznie naznaczonymi nasieniem gaciami, za koleżankami, które, gdy wkładało im się palec w odbyt, reagowały tak cudownie wstydliwym, płochym, niewinnym podnieceniem. Ogarnia mnie niewypowiedziana tęsknota za podglądaniem miłosnych uniesień rodziców, kiedy to matczyna ręka taplała się w ojcowskiej odbytnicy, by potem, gdy było już po wszystkim, głaskać mnie po twarzy.
    Jak każdy, naznaczony estetyczną ohydą dorastający chłopiec, szedłem przez życie z penisem w dłoni, co doprowadziło mnie do pewnego kibla na leśnej polance, w którym straciłem cnotę z własną kuzynką, a najbliższe miesiące upłynęły mi pod znakiem penetrowania odbytu najlepszego przyjaciela, z którym dotychczas ćmiłem tylko papierosy na plażowych wydmach, i z którym podglądałem stare kobiety, załatwiające swoje potrzeby pod drzewami.

Genialny

genialny : :