wrz 27 2002

Mój alkoholizm


Komentarze: 4

    Stałem się czynnym alkoholikiem od młodzieńczych lat życia, kiedy to ustawiczne bicie konia spełzło na plan dalszy i przestało być maniakalną podnietą każdego dorastającego chłopca, któremu pierwszy meszek upierdolił twarz.
    Upijam się notorycznie, z umiłowaniem własnej osoby, za każdym razem pozwalając sobie na luksus tracenia świadomości tego, co dzieje się wokół mnie. Jestem dumny ze swojego picia, kultywuję je i pielęgnuję w sobie tak zapalczywie, z tak zapamiętałym oddaniem, jakim nie może poszczycić się nawet brzemienna, jak zawsze splugawiona okresem ciąży kobieta, która nosi w sobie nienarodzonego, wielce upragnionego potomka.
    I zaprawdę banalnym, bluźnierczym i fałszywym jest wywód, który w przypływie swojego bezkrytycznego narcyzmu przedstawił pewien znany z opilstwa, nagradzany pisarz - będący właścicielem wyrazu twarzy obitego cielęcia, bezwiednie wypatrującego swojej jałówki - że nałóg miłości do kobiety jest silniejszy od nałogu alkoholowego. Prawdziwa miłość to uczucie związane wyłącznie z piciem alkoholu, uczucie nierozerwalnie z nim zespolone, stanowiące doskonałą całość, tak często mylone z uczuciem łączącym dwie osoby, które stanowi obrazoburczą, mizerną namiastkę uczucia miłości do picia.
    Jedynie systematyczne wprowadzanie się w błogostan upojenia alkoholowego, tarzanie się we własnych wymiocinach, fekaliach, pozorne doprowadzanie się do stanu utraty przytomności i zezwierzęcenia pozwoliło mi na wyzwolenie się z okowów jałowej wegetacji człowieka niepijącego i wzniesienia się na wyżyny najsilniejszego uczucia, jakie tylko człowiek może odczuwać - uczucia miłości do picia alkoholu.
    Prawdziwym szczęściem jest poświęcenie własnego życia dla tej miłości, prawdziwym spełnieniem jest ostatni ciąg, w którym umiera się w całkowitym duchowym i cielesnym zespoleniu ze swoją największą miłością, dzięki której mamy zaszczyt zejść ze świata przepełnieni prawdziwym szczęściem człowieka spełnionego, i która to miłość wybawia nas od plugawej śmierci człowieka niepijącego, którego godne pożałowania umierające ścierwo jest symbolem jego życia, jak i symbolem życia każdego innego niepijącego człowieka.

Genialny

genialny : :
alkohol9
22 stycznia 2009, 19:18
Jesteś Gościu nieźle już popieprzony przez ten alkohol,o którym mówisz z takim patosem.Ile pijesz?Całkiem Ci odbiło !
ważniak
27 września 2002, 14:33
śmierdzi mi to książkami Bukowskiego i "Kompleksem Portnoya"... ciekawe, czy z Ciebie taki twardy zawodnik...?
niespełniony_kontestator
27 września 2002, 14:00
znaczy się, że najwięcej spełnionych można spotkać każdej nocy na dworcach i w niektórych piwnicach ? Dzięki za cynk koniecznie będe musiał z nimi o tym pogadać
Kamil
27 września 2002, 12:40
nawet tego nie czytalem, ale kurwa do huja pana wypierdalac mi z alkoholizmem !!!

Dodaj komentarz